nie sprawdziłem osobiście. Wędrowałem w mrozie i skwarze, w słońcu i deszczu, podrapany, poparzony, pogryziony przez komary i przeróżne krwiopijne robactwo. Przedzierałem się przez jeżyny, pokrzywy, trzciny i bagna i ...wcale tego nie żałuję. Złowione ryby były tylko wspaniałym zwieńczeniem, wcale nie koniecznym. Przeprosiny za chwile spędzone beze mnie i prośba o wyrozumiałość należą się wyłącznie mojej rodzinie (!).
Lewy brzeg Parsęty od ujścia Pokrzywnicy do betonowych fragmentów elektrowni wodnej oddziela od doliny Pokrzywnicy wysoki wał przeciwpowodziowy, szczelnie zarośnięty splątanymi jeżynami, pozbawiony wędkarskich ścieżek. Wysokie, strome skarpy znacząco zmniejszają ilość stanowisk umożliwiających spinningowanie. Na jednej z takich skarp, nieco powyżej przeciwległegwzgórza spróbowałem sprawdzić głęboki dół na zakolu, przy mojej skarpie. Z góry widziałem bardzo wyraźnie, jak po pierwszym rzucie, od dna do mojej "karlinki" wychodzi ogromna ryba. Zbliżyła się na odległość kilkunastu centymetrów, prawdopodobnie dostrzegła mnie i błyskawicznie zniknęła w toni. Odruchowo zasalutowałem i dopiero wtedy zacząłem myśleć normalnie. Gdyby zaatakowała błystkę, niechybnie zjechałbym razem z nią ze skarpy.
Zanim wybudowano obwodnicę Karlina, do opisywanego odcinka Parsęty docierałem pieszo przez most szczeciński i dalej w górę rzeki, albo maluchem z drogi lokalnej prowadzącej m.in. przez Zwartowo - na polny "parking" przy starorzeczu, dalej pieszo, przez kanał łączący je z rzeką. Środek kanału przegradza spora betonowa płyta. Jej przeznaczenia ani dawnej funkcji nie znam. Opływają ją po obu stronach wąskie, łatwe do przeskoczenia pasy wody. Ktoś opowiadał mi, że właśnie z tej płyty obserwował, jak ciągną na tarło ławice dużych 2-2,5-kilogramowych miętusów. Dokąd płynęły - z kanału do rzeki, czy odwrotnie - nie wiem, a informacje internetowe są po prostu niejednoznaczne.
Najdalej lewym brzegiem doszedłem do około dwustu metrów powyżej linii WN, niemal prostopadle przecinającą błękit nad rzeką. Na temat linii krążyły niegdyś po Karlinie opowiadania mało prawdopodobne. Mawiano, że tzw. "elektrycy" używali jej do "gotowania" rzeki. Wszystko, co do czasu rozwalenia najbliższej trafostacji zdążyło się ugotować, wybierali z rzeki na handel. Nie dowierzałem do czasu, gdy po całodziennej i nocnej, nie zapisywanej na bieżąco pracy, o godzinie drugiej nad ranem zgasło światło. Wielogodzinne, niezapisane w PC opracowanie straciłem bezpowrotnie. Rano w Energetyce dowiedziałem się tylko, że poważne uszkodzenia "zaistniały" w trafostacji (?), a około godziny dziewiątej "roznosiciel" zapytał przez domofon, czy kupię świeże ryby z Parsęty. Domyślając się źródła, przytaknąłem. Potwierdziły się moje podejrzenia. Roznosiciel miał w torbie różnej wielkości pstrągi i lipienie, miękkie, jakby nieświeże albo podgotowane. Poprosiłem, aby poławiaczom przekazał moją wściekłość.
Do łowisk na brzegu prawym dostęp jest łatwiejszy, ścieżki są wydeptane, a wystarczy za mostem białogardzkim iść ku nim wzdłuż brzegów Radwi i później Parsęty, albo na ukos przejść przez zalewową łąkę i rozpocząć wędkowanie powyżej betonowych fragmentów nigdy nie dokończonej elektrowni. Oczywiście można do tego miejsca dojechać wyboistą drogą, ale dla spiningisty to wątpliwe rozwiązanie skoro środek transportu trzeba pozostawić na kilka godzin bez opieki. W tym tkwi podstawowy powód braku zdecydowanej reakcji wędkarzy na obecność i działania napotykanych nad rzeką kłusowników. Zdarzało się, że rowery, motocykle a nawet mniejsze autka odnajdowano w rzece.
Z wojskowym, poligonowym przewodnikiem, krótko opłynęliśmy niewielki odcinek Drawy niechętnie udostępniany cywilom poniżej mostu. Stamtąd, poprzez jezioro Dębno Wielkie popłynęliśmy w górę rzeki.
Rzeka powyżej jeziora jest przepięknie czysta. Ryby, doskonale widoczne ponad fragmentami jasnego, piaszczystego dna, nie zwracały uwagi na naszą obecność. Pływały obok i pod nami spokojnie - czyżby tak dalece nawykły do poligonowego zgiełku i obecności ciężkiego sprzętu pokonującego przeszkody wodne?
Za sprawą kajakarskiej grupy studenckiej, spływającej w dół wąskiej rzeki, mieliśmy sporo atrakcji zupełnie odmiennych. Płynąc w górę, na licznych meandrach rzeki stanowiliśmy dla nich ogromną niespodziankę. Szczególnie dla dziewcząt roznegliżowanych do skrajnego minimum. Przepływając niemalże burta w burtę, reagowały różnie, ale w każdym przypadku wyglądały wspaniale :).
Nad Drawą, mój niezawodny towarzysz wypraw pontonowych miał okazję przekonać się o wadze moich ostrzeżeń. Zawsze żądam, aby przy każdym, dalekim od brzegu opuszczeniu jednoosobowo używanego pontonu, zawsze utrzymać go na uwięzi. Gdy po odjeździe zleceniodawców wypłynęliśmy odświeżyć się, Andrzej ostrzeżenie zbagatelizował. Dmuchnął nieco silniejszy wiatr, jego ponton zaczął uciekać szybciej, niż Andrzej pływa. Po zabraniu kompana do mojego pontonu podjęliśmy pościg na pełnej mocy silnika elektrycznego. Trochę to trwało...
Widok z mostu na drodze nr 102. Kilkaset metrów od mostu, w dole rzeki - hodowla pstrąga. Bliżej, osłonięte obecnie młodymi drzewami, "trwają" ruiny spalonego zajazdu Ponderosa, niegdyś przytulnego, z wielkim, zawsze (?) czynnym kominkiem.
Autorzy większości stron poświęconych Parsęcie - przynajmniej tych, które zdążyłem poznać przed spisaniem niniejszego komentarza - wprowadzili do Internetu ogromnie dużo interesujących opisów. Czytałem je z przyjemnością, porównywałem z przeżyciami i wrażeniami własnymi, z własnym odbiorem Parsęty, a teraz - ...teraz nie mogę się powstrzymać, aby nie dorzucić swoich trzech groszy. Obawiam się tyko, że jak już zacznę, to na tych trzech wcale się nie skończy.
|
Górny odcinek Parsęty przez wiele lat pobudzał moją wyobraźnię. Zwykle podczas wędrówek brzegami dolnego jej biegu, szczególnie wtedy, gdy na miejscu, w którym akurat zamierzałem złowić "swoją" rybę, zastawałem obcych wędkarzy, wyobrażałem sobie, że tam, u góry, nie zastanę nikogo, zatrzymam się gdzie zechcę i "swoją" rybę, bez pośpiechu, spokojnie złowię. Nie będzie to - co prawda - dziesięciokilowy łosoś, ale pełnowymiarowy, pięknie wybarwiony pstrąg na pewno. |
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Czas na sprawdzenie tych wyobrażeń wygospodarowałem dopiero w połowie lat dziewięćdziesiątych, po wcześniejszym sprawdzeniu wielu innych potoków, rzek i jezior, nad którymi, lub obok których w tamtym okresie przejeżdżałem samochodem, pokonując latem około siedmiu tysięcy kilometrów miesięcznie. Wędkarski strój i sprzęt miałem pod ręką zawsze, a przerwy na spacer ze spinningiem lub krótką kąpiel w upalny dzień zawsze orzeźwiały mnie na tyle, że bezpiecznie jechać mogłem dalej. |
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Właśnie na jeden z takich powrotów wybrałem trasę Szczecinek-Parsęcko-Radomyśl-Parsęta. Na pierwszy postój wybrałem pobocze w pobliżu samotnych, skrajnych zabudowań Radomyśla. Akurat tam, w prawo od asfaltu, w dół, odbiega polna droga z rachitycznym mostkiem na rzece.
Parsęta w sąsiedztwie gospodarstwa Radomyśl 1 i Stacji Badawczej UAM w Poznaniu. Wideo: Parsęta 001 /.
|
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Gdy po zmianie przyodziewku, sprawnie, z wieloletnią wprawą dokonanej w ustawionym na poboczu drogi samochodzie, uzbrojony w lekki spinning z przyciemnionym Meppsem po raz pierwszy dotarłem do mostka, zmarkotniałem. Płytka, brązowa woda, dość ponura mimo słonecznego dnia sceneria i grząskie brzegi, do wędkowania nie zachęcały. Schodzić nad wodę, czy jechać dalej? |
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Moje wahania przerwało coś, co stosowniej byłoby przedstawić przy użyciu pędzla i farb. Pospolity za mostkiem obraz zaczął nabierać życia. Spoza wzgórza wyłaniać zaczęły się krowy - szły spokojnie, powoli wkraczały w nieciekawe za mostkiem tło. Za czwórką dorosłych człapał duży kundel, za nim wciąż niespokojnie podążała trójka krowiej młodzieży a wśród niej uwijał się długowłosy kundelek, nieco mniejszy od dorosłego kota. Grupę, w niewielkim oddaleniu, zamykała młoda, mocno zbudowana szesnastolatka (?) w jasnej sukieneczce. Szła pewnie i lekko, zamyślona i obojętna, jakby to, co działo się przed nią, biegło naturalnym, od dawna utartym trybem, bez potrzeby jakiejkolwiek interwencji z jej lub czyjejkolwiek strony. |
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Dorosłe krowy ze starym psem przeszły przez dziurawy, sfatygowany mostek spokojnie. Młodzież, której konieczność dojenia była jeszcze najzupełniej obca, na powrót do obory wyraźnie nie miała ochoty - rozbiegła się przed mostkiem, każde w innym kierunku. Ale nad tym czuwał długowłosy malec. Błyskawicznie, z uporem najprawdziwszego psa pasterskiego obiegał wyrośniętego cielaka od ogona i ostro rozszczekany, doskakiwał mu do pięt tak długo, aż niesforne zwierzę przybrało pożądany przez psa kierunek. Dał niezły popis. Trwało to dobrą chwilę, a kiedy wszystkie przepędził przez mostek, podbiegł do mnie, obwąchał moje buty i przez chwilę, bez merdania ogonem, uważnie popatrzył mi w oczy. Nie słyszałem, ale wręcz czułem, jak swoim spojrzeniem mówi: - Hej, Ty! Wszedłeś na mój teren bez zaproszenia, więc uważaj. Żadnych numerów, bo poradzę sobie z Tobą tak, jak radzę sobie z krowami! |
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Powiedział to wzrokiem i pobiegł dalej, bo krowia młodzież, korzystając z chwili spokoju, próbowała za mostkiem ponownie umknąć mu spod jazgotliwego nadzoru. |
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Sceny niby banalne, ale właśnie wtedy i właśnie w tamtym otoczeniu stanowiły tak harmonijną całość, tak doskonale, naturalnie pasowały do tła, że oglądanie ich sprawiło mi naprawdę dużą przyjemność. |
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Z dziewczyną, po jej grzecznym dzień dobry, chwilę rozmawiałem. Zdążyła powiedzieć, że w gospodarstwie, przy którym pozostawiłem samochód, przebywa zawsze w czasie przerw w nauce, ale wędkarzy w jego pobliżu nigdy wcześniej nie widywała. A brązowa woda? - taką pamięta od zawsze. |
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Takie informacje do wędkowania nie zachęcały, ale - skoro stałem już w pełnym rynsztunku nad wodą, powędrowałem w dół rzeczki w chwilę po tym, jak idąca za krowami dziewczyna zniknęła za zakrętem drogi. Dopiero wtedy, bo zanim zniknęła, musiała iść pod górę, wprost na słońce, które niedyskretnie i nieco bezwstydnie, prześwietlało jej lekką sukienkę stwarzając w tle swojej poświaty obrazy ...niepowtarzalne :).
|
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Sprawdzając błystką każdy dołek i wykrot przewędrowałem brzegiem około pół kilometra. Po złowieniu i wypuszczeniu pierwszego, siedemnastocentymetrowego pstrążka, nabrałem przekonania, że warto próbować dalej bo przecież, przynajmniej teoretycznie, jeśli w rzece są ryby małe, to - być może - w pobliżu są także rodzice albo co najmniej starsze rodzeństwo. |
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Teoria nie sprawdziła się. Pewnie dlatego, że opiekunowie, jak u ludzi, siedzą sobie dalej w zacisznym miejscu i plotkują, jednym tylko okiem zerkając na to, co na płyciźnie lub placu zabaw wyczyniają maluchy. |
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Kiedy na kolejnych dołkach moją błystkę połknąć próbowały trzy następne, pięknie wybarwione, mocno wyprofilowane pstrążki, z których żaden nie był większy od pierwszego, dałem im spokój. Odpinanie ich z kotwiczki bolało nawet mnie a takie chwile wciąż odnawiają moją niechęć do wędkarzy - "szlachetnych sportowców", łowiących ryby tylko po to, by je zważyć, sfotografować i wypuścić. Kiedykolwiek czytam lub oglądam takie sytuacje, zawsze nabieram nieprzepartej chęci aby kiedyś usłyszeć to, co taki "sportowiec" miałby do powiedzenia, gdyby coś lub ktoś wbił mu podczas posiłku hak (bezzadziorowy!) pod brodę, przeciągnął po wertepach do głębokiej wody, obmierzył, zważył, strzelił wspólną podwodną fotkę, cmoknął w czoło i nieprzytomnego delikatne ułożył na brzegu :). |
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Po dziesięciu latach odwiedziłem te miejsca z kamerą. W pierwszy, bezlistny jeszcze dzień wiosny, wzrok sięgał znacznie dalej niż latem, ale żadnych poważniejszych zmian nie dostrzegłem. Na dziurawym uprzednio mostku ułożono nowe okrąglaki, woda nadal płynie brązowa. A pstrągi, które wypuściłem? Gdyby pozostały w swoich kryjówkach tak długo, byłyby to już całkiem pokaźne sztuki. Prawdopodobnie dorastając schodziłyby niżej, na głębszą wodę, ale i tak wybór miały niewielki. Niżej rzekę przegradza potężna zastawa przy Stacji Badawczej UAM w Poznaniu. A trudno być optymistą, szczególnie po obejrzeniu prezentowanej niegdyś w Internecie reklamy "elektrycznej wędki", w której facet uzbrojony w akumulator, przetwornicę i podbierak poraża prądem, wybiera i sypie do wora całe mnóstwo pstrągów różnej wielkości.
Po letnim, wstępnym rozpoznaniu okolicy "krowiego mostka", jeszcze w tym samym dniu, sprawdziłem okolice Stacji Badawczej w Storkowie. To Stacja Bazowa Geoekologiczna Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Po ustawieniu samochodu na poboczu, za tablicą Wierzchowo-Grzmiąca, pomaszerowałem obejrzeć zastawy i rzekę poniżej. Zaskoczyła mnie duża wysokość zapory i rozległa, a raczej długa, piaszczysta płycizna poniżej. Woda na płyciźnie co najwyżej do kostek, w zaporze brak przepławki dla ryb.
|
Wideo: W styczniu / W lutym / W marcu / Parsęta-Radew Rozlewiska 2020.
W latach siedemdziesiątych, w styczniu na Parsęcie obowiązywał zakaz połowu łososia i troci wędrownej, jako że okres ochronny trwał od 1 września do 31 stycznia. Obecnie obowiązuje okres skrócony tj. od 1 października do 31 grudnia. Natychmiast po wprowadzeniu zmiany pojawiły się relacje jej entuzjastów, którzy pierwszego stycznia, już przed świtem, jeszcze w ciemnościach, zajmowali najlepsze (tarliskowe) miejsca, a z błyskawicznie rozchodzących się wiadomości nie tylko lokalnych dowiadywaliśmy się, że niektórzy szczęściarze (?) z "noworocznej" wyprawy powracali z medalowymi, nawet ponad 10-kilogramowymi okazami.
Na podstawie własnych styczniowych wyników w słuszność zmiany zwątpiłem. Przeciętnie co trzecia złowiona przeze mnie samica uwalniała spore ilości ikry :(.
W styczniu, lutym a niekiedy także i w marcu wędkarze nawiedzający brzegi Parsęty mają do pokonania kilka charakterystycznych dla tych miesięcy utrudnień. Są to przede wszystkim - obmarzająca linka i przelotki zestawu,, spływająca kra oraz dość częsty, niebezpieczny pas przymarzniętego do brzegów lodu.
Doświadczeni wędkarze na wszystko mają własne sposoby, ale niespodzianki zdarzają się nawet najlepszym. Spośród kilku, podaję dwa przykłady najostrzej zapamiętane.
Zbyszek D., entuzjasta z Karlina, który w woderach dociera do brzegów nawet podczas wysokiej wody i próbuje spiningować z ekstra-długim kijem, wszedł w lutym na taflę przybrzeżnego lodu o jeden krok za daleko. Na szczęście na łuku rzeki, po stronie płytkiej. Po załamaniu lodu wylądował w wodzie "tylko" do piersi, więc wygramolił się samodzielnie...
Śp. Felka Cz. i jego kompana - obaj z Radlina - także w lutym, spotkałem około południa na leśnym odcinku Parsęty. Świetni, bardzo doświadczeni wędkarze, bezskutecznie (jak ja) próbowali coś złowić od rana. Decyzja o przerwie na odpoczynek przy małym ognisku zapadła błyskawicznie. Bardzo przydały się moje kanapki, sól, kilka naprędce zabranych z domu cebul i ...spora "zimowa" piersiówka. W przepięknej zimowej scenerii, w odległości kilkunastu kroków od mocno oblodzonych brzegów rzeki czas upływał niepostrzeżenie ale - każda piersiówka ma dno.
Po kolejce na lewą i prawą nogę zapowiedziałem, że odchodzę na chwilę po swoją rybę. Kompani na tak - w ich przekonaniu - bezmyślną zapowiedź nawet nie zareagowali. Świetnie pamiętam ich rozdziawione miny, gdy rzeczywiście, po krótkiej chwili z rybą powróciłem. Mała (2,70 kg) troć, już przy pierwszym rzucie zaatakowała blachę, wcześniej, przed spotkaniem, wydobytą z wody z cudzego zaczepu. Zawsze tak jest, od kiedy zamieszkałem nad Parsętą - kiedykolwiek wydobędę z wody cudzą blachę, łowię na nią tylko jedną rybę i blachę tracę bezpowrotnie na zaczepie przy pierwszej, kolejnej serii rzutów. Brzmi to dziwnie, ale potwierdziło się przez 47 lat wielokrotnie :(.
Felek, upewniwszy się dotykiem, że ryba nie jest przywidzeniem, ruszył po swoją.
(Ja za nim, bo chciał wiedzieć, w jakim miejscu ryba zaatakowała). Na pochylonej ku nurtowi tafli lodu wypatrzył wystającą gałązkę, oparł na niej wykroczną nogę, wykonał rzut. Gałązka trzasnęła, Felek pojechał. Gdy jego gumofilce wjeżdżały do wody, zdążyłem padającego do tyłu chwycić za kołnierz kurtki. Skończyło się szczęśliwie, z niewielką ilością wody w jednym tylko bucie.
Z w/wymienionym Zbyszkiem wiążę także zupełnie odmienne wspomnienie. Podczas prezentacji własnych blach, często praktykowanej wśród znających się wędkarzy, podarował mi dziwnie pracującą błystkę obrotową z miedzianym odwłokiem wykonanym z dyszy palnika gazowego. Błystka stawiała duży opór, jej wąskie skrzydełko wirowało pod kątem co najmniej 45º. Zamierzałem pozbyć się jej przy najbliższej okazji, ale kiedyś, na dobrym łowisku, po daremnym wypróbowaniu kilku innych blach sprawdziłem i ją. Przy pierwszym rzucie złowiłem piękną rybę, później, w kilkudniowych odstępach czasu, kolejno jeszcze dziewięć. Po złowieniu dziesiątej, tak szczęśliwą obrotówkę straciłem na wrednym, podwodnym zaczepie, na szerokim odcinku rzeki w sąsiedztwie karlińskiej oczyszczalni ścieków.
Fotografie zamieszczone powyżej sugerują, że często w miesiącach zimowych mamy wysoką wodę i powodzie. Nie tylko. Rzeka występuje z brzegów praktycznie o każdej porze roku. Zawsze wtedy, gdy silne wiatry północne i północno-zachodnie blokują Parsętę wodami Bałtyku. Powodzie bywają kłopotliwe szczególnie wtedy, gdy zbiegną się w czasie z wysoką falą, powstającą w wyniku roztopów lub długotrwałych opadów. Wtedy wędki zwykle zostawiam w domu - zamieniam je na aparat fotograficzny, kamerę i ... ponton. Pływanie nad miejscami zwykle niedostępnymi przez okrągły rok, sprawia ogromną frajdę.
W dni mroźne zdarza się, że na ostro meandrującej rzece tworzą się zatory lodowe a wokół nich rozległe rozlewiska. Bywa, że zanim woda opadnie, powstają ogromne płyty (nawet 10-centymetrowej grubości) które w miarę opadania wody pękają i przyjmują niecodzienne pozycje. Wielokrotnie, z ogromną przyjemnością, z synami i grupką ich kolegów, objeżdżaliśmy na łyżwach takie wielokilometrowe połacie. Ukoronowaniem zawsze był wjazd do lasu, gdzie pod lodem przezroczystym jak dokładnie umyta szyba mogliśmy obserwować najdrobniejsze szczegóły dna. (Takie miejsca wybieraliśmy na niewielkie ognisko, posiłek i odpoczynek).
"Kaprysy Parsęty" opiszę oddzielnie a niniejszym zapewniam, że mimo przeróżnych, kłopotliwych zachowań, rzeka jest przepiękna. Miesiące zimowe, obok wspomnianych utrudnień, mają także "plusy dodatnie". Główny, to absolutny brak wszędobylskich, uciążliwych, kąśliwych owadów :).
Ale, ale. Podstawową wadę rejonu Karlina i niemalże całego Dorzecza Parsęty jest jego zimowy, rozmiękły mikroklimat. Dla człowieka, który przez całe dzieciństwo, często przy 30-stopniowym mrozie, słyszał nocą głośno pękające drzewa, deszczowe zimy są trudne do zniesienia. Takie, brązowo-szaro-bure, są w Karlinie częstsze.
Do odnalezienia zimy normalnej wystarczy przejechać ok. 60 km, np. do Bobolic, lub nieco dalej - do Słupska. Wielokrotnie zdumiewały mnie mocno zaśnieżone pojazdy wjeżdżające do mokrego Karlina właśnie z tamtych kierunków...
2017-04-30-DSC_3544-Poniżej-mostu wąskotorówki-Sm2
IMGP4459sm2 Dębosznica 2013
Chotla-w-Słoninie-20050416m2
Chotla-w-Słoninie-20050416-2m2
Rzeki.
Bug.
Klip - materiał zarejestrowany w roku 1994 podczas przerwy w długotrwałej podróży samochodem. Fotografii brak.
Chotla.
Grabowa.
Wideo: Grabowa 2004 / Komentarz TVP3.
Do komentarza TVP3 niewiele można dodać - głównie to, że ostatecznie powróciliśmy bardzo zmęczeni, pogryzieni przez wielkie gzy, mocno podrapani, z opuchniętymi (??) podudziami. Kiedy bardzo ostrożnie (aby nie trafić np. na podwodny szpikulec) schodziliśmy do wody na czas przerzutu pontonów przez powalone do rzeki drzewa, skręcało nas jej zimno, chwilę później pociliśmy się przy intensywnym wiosłowaniu. Do dzisiaj - w myślach - gratuluję sobie decyzji o pozostawieniu w samochodzie silników i akumulatorów. Dzięki niej spływaliśmy tylko na wiosłach...
Dębosznica.
Drawa.
Fotografie oraz materiał wideo pochodzą z upalnego dnia 20-07-2006.
Dość długo czekaliśmy z pontonami na ekipę TVP3 Szczecin>Koszalin, od wczesnego rana nagrywającą sceny na poligonie. Skracaliśmy oczekiwanie kąpielą na niewielkim odcinku Drawy, czystym ale płytkim. Jeden z członków ekipy, ostro przypieczony poligonowym słońcem, widząc nas leniwie leżących na wodzie, z rozbiegu zanurkował obok nas. Stanął na nogi błyskawicznie - na żwirowym dnie pozostawił spory fragment poligonowej opalenizny :(.
Fotografie z objazdu rozpoznawczego. W dniach objazdu - bez rewelacji. Agresywnie atakował pstrągowy drobiazg. Szybko zrezygnowałem - maluchy są śliczne, ale okaleczanie ich wyłącznie po to, by je obejrzeć i zestresowane wypuścić do wody, ciągle uważam za barbarzyństwo.
Dziwna.
ntażu.
Gwda.
15 kwietnia 2007 pobiliśmy rekord. Odwiedziliśmy i zebraliśmy materiały foto-wideo z jednej tylko rzeki ale z jej czterech odległych od siebie odcinków. Aby spełnić oczekiwania zleceniodawcy (TVP3 Szczecin/Koszalin) musieliśmy skorzystać z pomocy rodziny. Pomógł Paweł z żoną Magdą. Przemieszczaliśmy się dwoma samochodami. Gdy pontonami spływaliśmy rzeką, Magda i Paweł jechali samochodami i czekali na nas w umówionym miejscu. Pogoda dopisała, szczęście też, ale kłopoty były bardzo blisko. Miewałem duszę na ramieniu, gdy operator TVP z ciężką kamerą filmował wydarzenia w pozycji stojącej. Wystarczyłby moment nieuwagi i nawet drobne zderzenie z podwodną przeszkodą - niechybnie nurkowałby w rzece. Nieco podobna sytuacja powstała, gdy i operator i sternik stojąc uchwycili się powojennego mostu kolejowego. Na szczęście ponton nie zdążył im uciec spod nóg, mielibyśmy nazbyt atrakcyjną akcję ratunkową.
Kontaktu z wodą nie uniknął jeden z członków ekipy. Stojąc pewnie na dnie przy wodowaniu pontonu, przestawił nogę zaledwie o kilkanaście centymetrów. Trafił na uskok dna, wylądował w wodzie po pas :(.
Ina.
Wideo: Ina-Puszcza Goleniowska 2003.
Pozostałe materiały do obróbki i montażu.
Liśnica.
Materiały do obróbki i montażu.
Lubsza.
Materiały do obróbki i montażu.
Mulgrave Australia.
Wideo: Australia cz.12 Cairns Mulgrave River.
Pozostałe materiały do obróbki i montażu.
Narew.
Materiały do obróbki i montażu.
Materiały do obróbki i montażu.
Narewka.
Materiały do obróbki i montażu.
Odra.
Materiały do obróbki i montażu.
Parsęta.
W marcu.
W kwietniu.
W maju.
Materiały do obróbki i montażu.
We wrześniu.
Wideo: We wrześniu foto / We wrześniu wideo /.
W październiku.
Wideo: W październiku / Orkan Grzegorz 2017 / Orkan Grzegorz 2017 slajdy / W okresie ochronnym 2017 /.
W listopadzie.
W grudniu.
Perebel.
Odkąd pamiętam, rzeka Perebel a przede wszystkim utworzone na niej baseny, w których na potrzeby Hajnowskich Zakładów Drzewnych przechowywano ogolone z gałęzi kloce, były najbliższym i atrakcyjnym łowiskiem szczupaków, okoni i linów. Hajnowscy wędkarze docierali do nich na różne sposoby. Wypożyczanymi na stacji Kolejek Leśnych wózkami i drezynami, rowerami przez Sacharewo, wzdłuż leśnego toru kolejki lub drogą okrężną przez Orzeszkowo. Najzagorzalsi pieszo (11 km!). Teraz dojeżdżają kolejką turystyczną kursującą na trasie Hajnówka-Topiło lub własnymi samochodami, tyle tylko, że obecnie na basenach obowiązuje zakaz połowów (?!). Mam nadzieję, że przejściowo.
Wideo: Hajnówka-Topiło Kolejką / Hajnówka-Topiło 2016 samochodem.
Perebel to element przyrody do określenia dość trudny. Oficjalne to rzeka, z zaporą i sztucznymi basenami. Poniżej zapory to już tylko mizerny strumyk zanikający w leśnych bagnach. W latach pięćdziesiątych próbowałem odnaleźć jakieś konkretne jej ujście - bezskutecznie.
W roku 1958, w basenie środkowym świetnie brały liny. Na półmetrowym zaledwie gruncie, bardzo blisko brzegu. Lin jest rybą wielce sympatyczną, ale jego połów akurat na czerwonego robala wymaga końskiej cierpliwości. Ryba potrafi uchwycić koniuszek robaka i bawić się nim bardzo długo :).
Wczesną wiosną roku 1959, w piękny bezchmurny dzień, na dobrze nasłonecznionym brzegu basenu napływowego zastałem widok niecodzienny, podobno powtarzalny każdego przedwiośnia. Na całym brzegu, w kilku/kilkunastocentymetrowych odległościach wygrzewały się dziesiątki zaskrońców różnej wielkości. Gdyby ktokolwiek pokusił się o
Perznica.
Piława.
Materiały do obróbki i montażu.
Wideo: Piława Zimą 2003 / Piława - Budowle Hydrotechniczne /
Opisy rzeki na niniejszej www dotyczą odcinka od źródeł do Nadarzyc. Aby poznać ją bliżej, warto jest - przynajmniej pobieżnie - poznać także opisy jezior, przez które na owym odcinku Piława przepływa.
Opisywany odcinek odwiedzaliśmy wielokrotnie. W latach 1972-78 tylko od strony lądu, w ramach autobusowych wycieczek na grzyby, organizowanych odrębnie przez POM i GS Karlino. W latach późniejszych, gdy zamiast urządzenia leśnych parkingów ustawiono zakazy wjazdu na wszystkich drogach dojazdowych do lasu - przede wszystkim od strony wody, z pontonu, ze spinningiem, kamerą i skromnym aparatem fotograficznym.
W wyprawach grzybiarskich penetrowaliśmy głównie prawy brzeg rzeki i jezior aż po tereny poligonu poza wieżą obserwacyjną. Brzeg lewy rozpoznaliśmy pobieżnie dopiero, gdy Rosjanie, po wybudowaniu nowych mostów na Piławie, opuścili Borne Sulinowo.
Piława wypływa z atrakcyjnego pod wieloma względami jeziora Komorze. Osoby rozpoczynające rozpoznanie w punkcie najdalszym od odpływu, np. plaży gminnej w Sikorach, mają do pokonania co najmniej ośmiokilometrowy odcinek otwartej, głębokiej wody. Kajakarze pokonują jezioro zwykle trasą najkrótszą - aby rozpoznać oraz docenić jego walory wędkarskie i przyrodnicze, trzeba zjeść przysłowiową beczkę soli...
Krótki odcinek Piławy przepływającej pod drogą lokalną, łączy jeziora Komorze i Rakowo. To zaledwie mizerny strumyk a samo jeziorko Rakowo jest około 11x krótsze od j. Komorze.
Odpływ z j. Rakowo jest wąski i kamienisty. Po spacerowym, pieszym rozpoznaniu, ze spływu pontonem zrezygnowałem.
Przed jeziorem Brody Piławę wzmacnia równorzędny, dwukrotnie rozpoznany dopływ z jezior Lubicko Małe i Lubicko Wielkie.
W roku 1994, z bratem z Hajnówki, po starcie na j. Kocie Duże, trasą poprzez Kocie Małe, Strzeszyn i Brody opłynęliśmy dużą, tajemniczą wyspę na Lubicku Wielkim.
W lutym 2003, z ekipą TVP3 Szczecin próbowaliśmy dopłynąć do tamy. Pontony musieliśmy pozostawić przed rozlewiskiem, pokrywa lodowa okazała się zbyt gruba. Do tamy przemaszerowaliśmy brzegiem.
W sierpniu 2005, dwoma pontonami, z Andrzejem i jego córkami wystartowaliśmy w Łubowie, w towarzystwie uczestników spływu kajakowego. Kajakarze płynęli do Szwecji, my - poprzez j. Brody, Strzeszyn, Kocie, Pile i Dołgie - tylko do tamy wydzierżawionej osobie prywatnej wraz ze sporym przyległym terenem (?). Za zgodą Dzierżawcy zwiedziliśmy "podwodne" pomieszczenia tamy. Chyba tamtego dnia gospodarz opowiedział nam historyjkę o "zaprzyjaźnionym" ogromnym
węgorzu, wypływającym spod tamy na otwartą wodę zawsze o tej samej porze dnia. Dzierżawca czymś go podkarmiał - czym, nie pytałem.
Chciałbym w tym miejscu rejestrować postęp zagospodarowania - niestety, pozwolenia na dojazd samochodem, uzyskany w Nadleśnictwie Borne Sulinowo nie
Radew.
Rega.